Minuty dłużyły się, a ja z każdą
sekundą odczuwałam większy ból. Moja biologiczna matka jest chora
na raka. Nie wiadomo czy przeżyje... Nigdy nie czułam się tak
osamotniona. Pustka, która mi towarzyszyła zdawała się być coraz
większa. Strach przed utratą nieznajomej, aczkolwiek tak ważnej
osoby spędzał sen z powiek. Chciałam jak najszybciej poznać Annę,
przytulić się do niej i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Pragnęłam wierzyć, że potrzebuje mnie tak, jak ja potrzebowałam
jej przez siedemnaście lat mojego życia. Czułam, że to najlepszy
moment, by nawiązać kontakt. Jednocześnie bałam się jej reakcji.
Nie wyobrażałam sobie, że mogłaby wyprosić mnie z sali. Nie
brałam tego pod uwagę. Wydawało mi się, że los chciał, bym
cierpiała katusze w klubie. A to, że spotkam matkę, miałoby być
wynagrodzeniem za krzywdy. Nie chciałam, by nasze pierwsze spotkanie
wiązało się z pożegnaniem. Musiałyśmy nadrobić tyle lat, przez
które nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Czekałam na moment, w
którym usłyszałabym swoje imię wypowiedziane jej ustami. Byłam
ciekawa jej uśmiechu. Wyobrażałam sobie, jak tonę w jej ciepłych
objęciach. Nie powinnam się tak martwić, Anna żyje i będzie żyć.
Nie jestem sama, mam mamę, która nadal mnie kocha. Nigdy nie
przypuszczałam, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. Czułam się
zagubiona pośród tych wszystkich kłamstw, którymi karmili mnie na
co dzień. Jednak prawda okazała się być jasna – moja mama nigdy
nie przestała mnie kochać. Oprócz jej oddechu, nie chciałam
słyszeć niczego innego. Moje marzenia powoli się spełniały...
U babci spędziłam kilka dni. Przez
kolejne ranki, budziła mnie i zapraszała na obfite śniadania.
Gotowała smaczne obiadki i zabawiała historyjkami z jej młodości.
Jedna z nich opowiadała o jej miłości, Antonim. Latem 1970 roku,
kiedy babcia miała osiemnaście lat, wyjechała na wakacje do Kątów
Rybackich razem z dwiema przyjaciółkami – Basią i Grażyną.
Będąc tam poznała Antoniego, przystojnego niebieskookiego
blondyna, który swoim uśmiechem przyprawiał babcię o szybsze
bicie serca. Kiedy umówiła się z nim na spacer, chciał ją
pocałować. A ona, nieśmiała dziewczyna, uciekła od niego
krzycząc „popełniłeś błąd”. Kilka dni później przez
przypadek spotkali się nad ogniskiem, a tam, ponownie spróbował ją
pocałować. Jednak Zosia tym razem nie stawiała oporów. Historia
ta byłaby piękna, gdyby ich miłość nie skończyła się wraz z
wakacjami. Podczas jednego z obiadów odważyłam się zabrać głos
na temat, na który bałam się rozmawiać.
-Babciu, czy mogłabym spotkać się
z Anną?
Zofia nie wydawała się być zdziwiona
tym pytaniem. Wyjaśniła, że nic nie stoi na przeszkodzie, jednak
muszę uzbroić się w cierpliwość. Wytłumaczyła, że Anna nie
może się denerwować, a moje nagłe pojawienie się, mogłoby
zaburzyć jej spokój. Obiecała, że już niedługo się poznamy,
ale najpierw ona sama musi porozmawiać z Anną. Chce na spokojnie
wszystko jej wyjaśnić. Rozumiałam troskę Zofii o jej córkę, nie
byłam na nią zła. Mamie potrzebny był czas, by oswoić się z
zaistniałą sytuacją. Poprosiłam, by babcia pojechała dziś do
szpitala i opowiedziała mamie całą historię. Zaznaczyłam jednak,
by nie wspomniała nic o klubie. Babcia zgodziła się bez wahania.
Pragnęłam jak najszybciej spotkać się z mamą. To było moje
największe marzenie i zrobiłabym wszystko, by dopiąć swego. Po
upływie kilku kwadransów od obiadu, babcia wyruszyła do szpitala.
Zabrała ze sobą delikatny rosołek oraz torbę owoców.
Odprowadziłam ją wzrokiem i z niecierpliwością czekałam na jej
powrót. Dopiero zamknęła drzwi, a ja poczułam jak czas traci na
szybkości. Bałam się odrzucenia ze strony Anny. Nie wiedziałam
jak zareaguje na moje nagłe pojawienie się. Wcześniej byłam
pewna, że mama będzie chciała mnie poznać. Teraz wszystko stalo
się niejasne. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, co chwile
zmieniałam pozycje siedzenia, miejsce swojego przebywania... Nerwowo
pocierałam swoje dłonie i nadgarstki, obgryzałam paznokcie i
stukałam palcami o kuchenny blat. Będąc w kuchni przeszukałam
wszystkie szafki i szuflady w poszukiwaniu ziół. Kiedy już je
znalazłam, zaparzyłam je i wypiłam. Czekałam aż zaczną działać,
a ja uspokoję się. Mój niepokój udzielił się również Benkowi,
rudemu czworonożnemu ulubieńcowi babci. Gdy siedziałam na kanapie, mruczał mi prosto do ucha i jak kuleczka zwinął się na moich
kolanach. Głaszcząc go, czułam jak moje ciało się odpręża. Mój
umysł powoli stawał się czysty. Z małego stoliczka wzięłam
pilota i włączyłam kreskówki, które całkowicie pomogły mi
odciąć się od świata. Prawdopodobnie „Family Guy” to
najlepsza bajka dla dorosłych. Dzięki niej uśmiałam się, a
Benek mając dość mojego śmiechu, wolał leniuchować na swoim
legowisku. Biedny kotek... Kreskówka tak mnie wciągnęła, że
straciłam rachubę czasu. Nim spojrzałam na zegar, usłyszałam
zgrzyt kluczy w zamku. Babcia wchodziła do domu, więc szybko
pobiegłam ku niej. Dźwigała dwie reklamówki z zakupami, więc
zdążyła jeszcze wejść do sklepu.
-Kupiłam Ci Nutelle –
uśmiechnęła się szeroko. - Ostatnio koleżanka mówiła, że jej
wnuki ją uwielbiają. Lubisz?
Uściskałam ją. Ta kobieta jest żywym
dowodem na istnienie aniołów. Nie znałam nikogo, kto byłby w
połowie tak dobry jak ona. Oczywiście, że lubiłam Nutelle.
Najlepsza słodycz na świecie. Nie znam nikogo, kto by jej nie
lubił. Kiedy wypakowałyśmy zakupy, babcia wyznała, że nigdy nie
jadła czekolady w takiej postaci. Zrobiłam jej kanapkę, a do tego
podałam ciepłe mleko z cynamonem. Kobieta była zachwycona, nie
spodziewała się, że to może tak smakować. Stwierdziła, że
Nutella to ambrozja zesłana ludziom. Kiedy już zjadła, spytałam o
mamę. Po uśmiechu z babcinej twarzy nie było już śladu. Wyznała,
że stan Anny nie poprawia się. Nie chce nic jeść, ani pić.
Całkowicie straciła chęć do życia. Czy to znaczy, że babcia nie
powiedziała jej o mnie?
-Nie martw się, Anna wie o twoim
przybyciu – Zosia jakby czytała w moich myślach. Byłam ciekawa
reakcji mamy na tę szokującą informację. Podobno Anna bardzo się
ucieszyła. Bałam się, że może jednak tak nie było. Może
babcia kłamie? Może Anna nie chce utrzymywać ze mną kontaktu?
Może...
-Kiedy będę mogła ją odwiedzić?
- czułam, że nie dostanę satysfakcjonującej mnie odpowiedzi.
Jednak tak nie było. Mogłam zobaczyć się z nią już jutro! Nie
wierzyłam w słowa babci. Za kilkanaście godzin miałam poznać
kobietę, która wydała mnie na świat. Byłam ciekawa, jak się
zachowa. Uśmiechnie się, czy zachowa tzw. „poker face”. Nie
czekałam na miłość życia, na gwieździstą noc, na osiągnięcie
kariery... Nie. Czekałam na pierwsze spotkanie z matką.
Kiedy przez okno do salonu zaglądał
księżyc, odłożyłam pusty kubek po herbacie i udałam się do
łazienki. Gorąca kąpiel rozluźniła moje spięte mięśnie i
pozwoliła odprężyć się przed jutrzejszym dniem. Układając się
do snu, poprosiłam Boga, by mama ciepło mnie przyjęła.
Rozmyślając o tym, co jej powiem,
zasnęłam...
Rankiem obudził mnie dźwięk
piszczącego czajnika, w którym zagotowała się woda. Hałas był
tak przeraźliwy, że Benek schował się pod kanapę. Przetarłam
oczy i udałam się do kuchni, w której powitała mnie kobieta
trzymająca w dłoni talerz ze stosem kanapek. No tak... Babcia
zakochała się w Nutelli. Nie dziwię się, jedząc to po raz
pierwszy, człowiek jest w niebie. Spojrzałam na zegar, który
właśnie wybijał godzinę dziewiątą. O piętnastej miałyśmy być
już w szpitalu. Do spotkania pozostało jeszcze 6 godzin, czyli 260
minut, czyli 216000 sekund... Nie wiedziałam jak wytrzymam tyle czasu.
Koniecznie musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Po śniadaniu,
ubrałam się w biały T-shirt i ciemne długie dresy, a na nogi
zarzuciłam japonki. Dzięki babci miałam nowe ubrania, ponieważ
gdy zobaczyła mój podręczny bagaż, zabrała mnie na zakupy. Przez
kolejne cztery godziny wysprzątałam łazienkę, kuchnię, korytarz
oraz salon. Zmęczona, padłam na kanapę. Miałam wrażenie, że za
chwilę moje ręce opadną. Napiłam się zimnego soku jabłkowego i
poszłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Przyodziałam
granatową sukienkę do kolan oraz czarne balerinki, a włosy spięłam
w niedbałego koczka. Gotowa, czekałam na babcię w kuchni. Taksówka
już stała pod domem. Po krótkiej chwili, wiozła nas do szpitala.
Po drodze mijaliśmy wypadek, który spowolnił jazdę. Korek, w
którym utknęliśmy, ciągnął się przez około dwa kilometry. Nie
było innego wyjścia, musieliśmy przeczekać. Podróż „umilały”
przeboje Krzysztofa Krawczyka, które nucone było zarówno przez
taksówkarza, jak i babcię. Po długiej jeździe, wreszcie
dotarłyśmy pod szpital, w którym znajdowała się moja biologiczna
matka.
Babcia zaprowadziła mnie pod
odpowiednie drzwi. Jednak nie weszłyśmy od razu. Poprosiłam ją,
żebyśmy jeszcze chwilę poczekały. Nie byłam pewna, czy jestem
gotowa na to spotkanie. Po kilku minutach, babcia opuściła mnie i
weszła do sali, pozostawiając mnie na korytarzu. Chciała
poinformować Annę o mojej wizycie. Zofia wyszła po mnie i dodała
mi odwagi. Weszłam do białego pomieszczenia z łóżkiem na środku,
do którego przypięta była kroplówka. Patrzyła na mnie blada
kobieta we wzorzystej chuście na głowie. Z jej zmęczonych oczu
wypłynęła stróżka łez. Delikatnie podniosła wychudzoną prawą
rękę do góry i odezwała się cienkim głosem.
-Moje dziecko, Kalinko, chodź do
mnie...
Podeszłam do jej łóżka, a następnie pocałowałam jej dłoń. Anna uśmiechnęła się i
starała łzy z mojego policzka. Przytuliłam się do niej tak, by
nie zrobić jej krzywdy. Słyszałam cichutki płacz babci.
Chciałam, by ta chwila trwała wieczność.
-Mamo... Pamiętałaś o mnie?
-Moje myśli zawsze były przy
tobie, czekałam na ciebie. Kochanie, to nie jest nasze ostatnie
pożegnanie...
super! czekam do następnej niedzieli i już nie mogę się doczekać :*
OdpowiedzUsuńŚwietny! Zastanawia mnie o co Annie chodzi z tym pożegnaniem... Wciągnęłaś mnie! Oby do następnej niedzieli!
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny rozdział mnie tak wciągnął, że przeczytałam go jednym tchem i jak zwykle już na gwałt potrzebuję następnego. Jesteś największym skandalem ever, że każesz mi tyle czekać. :c Ale i tak Cię kocham. ♥ Wracając do tematu, rozdział jak zwykle był niezwykle ciekawy i świetny, nie mogę się doczekać następnego. Poprawił mi niedzielny nastrój Oczekuj jutro ogromnego przytulasa ode mnie! ♥
OdpowiedzUsuńSuper! Zastanawiam się, czy może być jeszcze lepiej... ale na pewno jeszcze mnie czymś zaskoczysz! Niemal perfekcyjne! ("Niemal" jest spowodowane tylko i wyłącznie moją niepewnością co do Twych możliwości) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBoże, to jest przecudowne! Gratuluję pomysłu na to opowiadanie. Mam pytanie. Ile przewidujesz rozdziałów? Bo akcja rozwija się bardzo szybko i jestem ciekawa, czy zaskoczysz mnie jeszcze wieloma sytuacjami. Masz super styl pisania i naprawdę szanuję Cię za to, że podjęłaś się tak trudnego tematu opowiadania. Dziewczyna z domu dziecka i jej matka chora na raka, gdzieś po drodze wcisnęłaś klub ze striptizerkami i wychodzi z tego cudowne opowiadanie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i mam nadzieję, że po skończeniu tego opowiadania napiszesz następne. Intryguje mnie to, że nie poszłaś w ślady innych i nie wplotłaś wątku miłosnego. Bardzo miło jest przeczytać coś zupełnie innego.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i życzę weny w pisaniu!
Przy okazji możesz zajrzeć do mnie. Też piszę. :) http://one-wing-angels.blogspot.com/ liczę na to, że udzielisz mi jakiejś rady w komentarzu :D