niedziela, 8 lutego 2015

Kwiat na deszczu - rozdział VIII

Minuty dłużyły się, a ja z każdą sekundą odczuwałam większy ból. Moja biologiczna matka jest chora na raka. Nie wiadomo czy przeżyje... Nigdy nie czułam się tak osamotniona. Pustka, która mi towarzyszyła zdawała się być coraz większa. Strach przed utratą nieznajomej, aczkolwiek tak ważnej osoby spędzał sen z powiek. Chciałam jak najszybciej poznać Annę, przytulić się do niej i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Pragnęłam wierzyć, że potrzebuje mnie tak, jak ja potrzebowałam jej przez siedemnaście lat mojego życia. Czułam, że to najlepszy moment, by nawiązać kontakt. Jednocześnie bałam się jej reakcji. Nie wyobrażałam sobie, że mogłaby wyprosić mnie z sali. Nie brałam tego pod uwagę. Wydawało mi się, że los chciał, bym cierpiała katusze w klubie. A to, że spotkam matkę, miałoby być wynagrodzeniem za krzywdy. Nie chciałam, by nasze pierwsze spotkanie wiązało się z pożegnaniem. Musiałyśmy nadrobić tyle lat, przez które nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Czekałam na moment, w którym usłyszałabym swoje imię wypowiedziane jej ustami. Byłam ciekawa jej uśmiechu. Wyobrażałam sobie, jak tonę w jej ciepłych objęciach. Nie powinnam się tak martwić, Anna żyje i będzie żyć. Nie jestem sama, mam mamę, która nadal mnie kocha. Nigdy nie przypuszczałam, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. Czułam się zagubiona pośród tych wszystkich kłamstw, którymi karmili mnie na co dzień. Jednak prawda okazała się być jasna – moja mama nigdy nie przestała mnie kochać. Oprócz jej oddechu, nie chciałam słyszeć niczego innego. Moje marzenia powoli się spełniały...
U babci spędziłam kilka dni. Przez kolejne ranki, budziła mnie i zapraszała na obfite śniadania. Gotowała smaczne obiadki i zabawiała historyjkami z jej młodości. Jedna z nich opowiadała o jej miłości, Antonim. Latem 1970 roku, kiedy babcia miała osiemnaście lat, wyjechała na wakacje do Kątów Rybackich razem z dwiema przyjaciółkami – Basią i Grażyną. Będąc tam poznała Antoniego, przystojnego niebieskookiego blondyna, który swoim uśmiechem przyprawiał babcię o szybsze bicie serca. Kiedy umówiła się z nim na spacer, chciał ją pocałować. A ona, nieśmiała dziewczyna, uciekła od niego krzycząc „popełniłeś błąd”. Kilka dni później przez przypadek spotkali się nad ogniskiem, a tam, ponownie spróbował ją pocałować. Jednak Zosia tym razem nie stawiała oporów. Historia ta byłaby piękna, gdyby ich miłość nie skończyła się wraz z wakacjami. Podczas jednego z obiadów odważyłam się zabrać głos na temat, na który bałam się rozmawiać.
-Babciu, czy mogłabym spotkać się z Anną?
Zofia nie wydawała się być zdziwiona tym pytaniem. Wyjaśniła, że nic nie stoi na przeszkodzie, jednak muszę uzbroić się w cierpliwość. Wytłumaczyła, że Anna nie może się denerwować, a moje nagłe pojawienie się, mogłoby zaburzyć jej spokój. Obiecała, że już niedługo się poznamy, ale najpierw ona sama musi porozmawiać z Anną. Chce na spokojnie wszystko jej wyjaśnić. Rozumiałam troskę Zofii o jej córkę, nie byłam na nią zła. Mamie potrzebny był czas, by oswoić się z zaistniałą sytuacją. Poprosiłam, by babcia pojechała dziś do szpitala i opowiedziała mamie całą historię. Zaznaczyłam jednak, by nie wspomniała nic o klubie. Babcia zgodziła się bez wahania. Pragnęłam jak najszybciej spotkać się z mamą. To było moje największe marzenie i zrobiłabym wszystko, by dopiąć swego. Po upływie kilku kwadransów od obiadu, babcia wyruszyła do szpitala. Zabrała ze sobą delikatny rosołek oraz torbę owoców. Odprowadziłam ją wzrokiem i z niecierpliwością czekałam na jej powrót. Dopiero zamknęła drzwi, a ja poczułam jak czas traci na szybkości. Bałam się odrzucenia ze strony Anny. Nie wiedziałam jak zareaguje na moje nagłe pojawienie się. Wcześniej byłam pewna, że mama będzie chciała mnie poznać. Teraz wszystko stalo się niejasne. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, co chwile zmieniałam pozycje siedzenia, miejsce swojego przebywania... Nerwowo pocierałam swoje dłonie i nadgarstki, obgryzałam paznokcie i stukałam palcami o kuchenny blat. Będąc w kuchni przeszukałam wszystkie szafki i szuflady w poszukiwaniu ziół. Kiedy już je znalazłam, zaparzyłam je i wypiłam. Czekałam aż zaczną działać, a ja uspokoję się. Mój niepokój udzielił się również Benkowi, rudemu czworonożnemu ulubieńcowi babci. Gdy siedziałam na kanapie, mruczał mi prosto do ucha i jak kuleczka zwinął się na moich kolanach. Głaszcząc go, czułam jak moje ciało się odpręża. Mój umysł powoli stawał się czysty. Z małego stoliczka wzięłam pilota i włączyłam kreskówki, które całkowicie pomogły mi odciąć się od świata. Prawdopodobnie „Family Guy” to najlepsza bajka dla dorosłych. Dzięki niej uśmiałam się, a Benek mając dość mojego śmiechu, wolał leniuchować na swoim legowisku. Biedny kotek... Kreskówka tak mnie wciągnęła, że straciłam rachubę czasu. Nim spojrzałam na zegar, usłyszałam zgrzyt kluczy w zamku. Babcia wchodziła do domu, więc szybko pobiegłam ku niej. Dźwigała dwie reklamówki z zakupami, więc zdążyła jeszcze wejść do sklepu.
-Kupiłam Ci Nutelle – uśmiechnęła się szeroko. - Ostatnio koleżanka mówiła, że jej wnuki ją uwielbiają. Lubisz?
Uściskałam ją. Ta kobieta jest żywym dowodem na istnienie aniołów. Nie znałam nikogo, kto byłby w połowie tak dobry jak ona. Oczywiście, że lubiłam Nutelle. Najlepsza słodycz na świecie. Nie znam nikogo, kto by jej nie lubił. Kiedy wypakowałyśmy zakupy, babcia wyznała, że nigdy nie jadła czekolady w takiej postaci. Zrobiłam jej kanapkę, a do tego podałam ciepłe mleko z cynamonem. Kobieta była zachwycona, nie spodziewała się, że to może tak smakować. Stwierdziła, że Nutella to ambrozja zesłana ludziom. Kiedy już zjadła, spytałam o mamę. Po uśmiechu z babcinej twarzy nie było już śladu. Wyznała, że stan Anny nie poprawia się. Nie chce nic jeść, ani pić. Całkowicie straciła chęć do życia. Czy to znaczy, że babcia nie powiedziała jej o mnie?
-Nie martw się, Anna wie o twoim przybyciu – Zosia jakby czytała w moich myślach. Byłam ciekawa reakcji mamy na tę szokującą informację. Podobno Anna bardzo się ucieszyła. Bałam się, że może jednak tak nie było. Może babcia kłamie? Może Anna nie chce utrzymywać ze mną kontaktu? Może...
-Kiedy będę mogła ją odwiedzić? - czułam, że nie dostanę satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Jednak tak nie było. Mogłam zobaczyć się z nią już jutro! Nie wierzyłam w słowa babci. Za kilkanaście godzin miałam poznać kobietę, która wydała mnie na świat. Byłam ciekawa, jak się zachowa. Uśmiechnie się, czy zachowa tzw. „poker face”. Nie czekałam na miłość życia, na gwieździstą noc, na osiągnięcie kariery... Nie. Czekałam na pierwsze spotkanie z matką.
Kiedy przez okno do salonu zaglądał księżyc, odłożyłam pusty kubek po herbacie i udałam się do łazienki. Gorąca kąpiel rozluźniła moje spięte mięśnie i pozwoliła odprężyć się przed jutrzejszym dniem. Układając się do snu, poprosiłam Boga, by mama ciepło mnie przyjęła.
Rozmyślając o tym, co jej powiem, zasnęłam...
Rankiem obudził mnie dźwięk piszczącego czajnika, w którym zagotowała się woda. Hałas był tak przeraźliwy, że Benek schował się pod kanapę. Przetarłam oczy i udałam się do kuchni, w której powitała mnie kobieta trzymająca w dłoni talerz ze stosem kanapek. No tak... Babcia zakochała się w Nutelli. Nie dziwię się, jedząc to po raz pierwszy, człowiek jest w niebie. Spojrzałam na zegar, który właśnie wybijał godzinę dziewiątą. O piętnastej miałyśmy być już w szpitalu. Do spotkania pozostało jeszcze 6 godzin, czyli 260 minut, czyli 216000 sekund... Nie wiedziałam jak wytrzymam tyle czasu. Koniecznie musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Po śniadaniu, ubrałam się w biały T-shirt i ciemne długie dresy, a na nogi zarzuciłam japonki. Dzięki babci miałam nowe ubrania, ponieważ gdy zobaczyła mój podręczny bagaż, zabrała mnie na zakupy. Przez kolejne cztery godziny wysprzątałam łazienkę, kuchnię, korytarz oraz salon. Zmęczona, padłam na kanapę. Miałam wrażenie, że za chwilę moje ręce opadną. Napiłam się zimnego soku jabłkowego i poszłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Przyodziałam granatową sukienkę do kolan oraz czarne balerinki, a włosy spięłam w niedbałego koczka. Gotowa, czekałam na babcię w kuchni. Taksówka już stała pod domem. Po krótkiej chwili, wiozła nas do szpitala. Po drodze mijaliśmy wypadek, który spowolnił jazdę. Korek, w którym utknęliśmy, ciągnął się przez około dwa kilometry. Nie było innego wyjścia, musieliśmy przeczekać. Podróż „umilały” przeboje Krzysztofa Krawczyka, które nucone było zarówno przez taksówkarza, jak i babcię. Po długiej jeździe, wreszcie dotarłyśmy pod szpital, w którym znajdowała się moja biologiczna matka.
Babcia zaprowadziła mnie pod odpowiednie drzwi. Jednak nie weszłyśmy od razu. Poprosiłam ją, żebyśmy jeszcze chwilę poczekały. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa na to spotkanie. Po kilku minutach, babcia opuściła mnie i weszła do sali, pozostawiając mnie na korytarzu. Chciała poinformować Annę o mojej wizycie. Zofia wyszła po mnie i dodała mi odwagi. Weszłam do białego pomieszczenia z łóżkiem na środku, do którego przypięta była kroplówka. Patrzyła na mnie blada kobieta we wzorzystej chuście na głowie. Z jej zmęczonych oczu wypłynęła stróżka łez. Delikatnie podniosła wychudzoną prawą rękę do góry i odezwała się cienkim głosem.
-Moje dziecko, Kalinko, chodź do mnie...
Podeszłam do jej łóżka, a następnie pocałowałam jej dłoń. Anna uśmiechnęła się i starała łzy z mojego policzka. Przytuliłam się do niej tak, by nie zrobić jej krzywdy. Słyszałam cichutki płacz babci. Chciałam, by ta chwila trwała wieczność.
-Mamo... Pamiętałaś o mnie?
-Moje myśli zawsze były przy tobie, czekałam na ciebie. Kochanie, to nie jest nasze ostatnie pożegnanie...   

5 komentarzy:

  1. super! czekam do następnej niedzieli i już nie mogę się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Crazywonderland8 lutego 2015 21:16

    Świetny! Zastanawia mnie o co Annie chodzi z tym pożegnaniem... Wciągnęłaś mnie! Oby do następnej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz kolejny rozdział mnie tak wciągnął, że przeczytałam go jednym tchem i jak zwykle już na gwałt potrzebuję następnego. Jesteś największym skandalem ever, że każesz mi tyle czekać. :c Ale i tak Cię kocham. ♥ Wracając do tematu, rozdział jak zwykle był niezwykle ciekawy i świetny, nie mogę się doczekać następnego. Poprawił mi niedzielny nastrój Oczekuj jutro ogromnego przytulasa ode mnie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Zastanawiam się, czy może być jeszcze lepiej... ale na pewno jeszcze mnie czymś zaskoczysz! Niemal perfekcyjne! ("Niemal" jest spowodowane tylko i wyłącznie moją niepewnością co do Twych możliwości) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, to jest przecudowne! Gratuluję pomysłu na to opowiadanie. Mam pytanie. Ile przewidujesz rozdziałów? Bo akcja rozwija się bardzo szybko i jestem ciekawa, czy zaskoczysz mnie jeszcze wieloma sytuacjami. Masz super styl pisania i naprawdę szanuję Cię za to, że podjęłaś się tak trudnego tematu opowiadania. Dziewczyna z domu dziecka i jej matka chora na raka, gdzieś po drodze wcisnęłaś klub ze striptizerkami i wychodzi z tego cudowne opowiadanie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i mam nadzieję, że po skończeniu tego opowiadania napiszesz następne. Intryguje mnie to, że nie poszłaś w ślady innych i nie wplotłaś wątku miłosnego. Bardzo miło jest przeczytać coś zupełnie innego.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny w pisaniu!
    Przy okazji możesz zajrzeć do mnie. Też piszę. :) http://one-wing-angels.blogspot.com/ liczę na to, że udzielisz mi jakiejś rady w komentarzu :D

    OdpowiedzUsuń