Obraz przyrody, mijające nas
światła samochodów i piesi rozmazywali się przez zakropioną deszczem szybę
auta. Siedziałam na tylnym fotelu sama i przysłuchiwałam się luźnej rozmowy
mężczyzn o
różnych markach samochodowych, którą czasem zagłuszała płynąca z radia muzyka.
Co jakiś czas Marcin i jego znajomy wybuchali przerażająco głośnym śmiechem.
Jednak ja nie byłam tak wesoła i roześmiana jak oni. Rozmyślałam o kilku
tygodniach pracy w klubie. Nie mogłam nigdzie wyjść, byłam zmuszona do tańca
przed obcymi, nie traktowano mnie z szacunkiem… Czy to, że teraz gdzieś
jedziemy oznacza, że właśnie nadszedł kolejny etap mojej pracy i prezentacja
ciała na rurze już nie wystarcza? Prawdopodobnie nie. Jak uciec? Jak się uwolnić?
Jak nie dopuścić do tego faktu? Nie rozumiałam zachowania Marcina. Udaje
porządnego człowieka z mocnymi zasadami, obiecuje coś, o czym tak bardzo marzę. Tak naprawdę jest
nikim. Jest zwykłym robakiem, którego można zgnieść butem, rozdeptać go, a i tak
nie będzie nikomu przykro po jego stracie. Nikt nie będzie płakał, gdy jego
zabraknie. Nikt. Jak można do tego doprowadzić? Jak można być kimś tak okrutnym
i mieć serce z kamienia? Marcin to człowiek bezlitosny i zimny. Zamydlił mi
oczy, bym nie sprawiała problemów w
drodze do klienta. Nigdy mu tego nie wybaczę. Tak bardzo nie chciałam poczuć
dotyku nieznajomego na swojej skórze. Tak bardzo bałam się tego, co za chwilę
miało nadejść. Tak bardzo…
Czułam jak oczy powoli
wypełniają się łzami. Wiedziałam, że nie mogę się rozpłakać i nie mogę dać
satysfakcji Marcinowi ze swojej słabości. Jestem silną dziewczyną i nie pozwolę
się skrzywdzić. Jestem Kaliną, a nie zwykłą nastolatką. Nie poddam się łatwo,
będę walczyć…
Poczułam, że auto powoli
hamuje i wjeżdża na chodnik. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam świecące słońce,
któremu już nie towarzyszył deszcz. Staliśmy przed piętrowym domem z czerwonej
cegły z pięknym, dużym ogrodem.
Zdziwiłam się, że klient tak bardzo dba o kwiaty posadzone na działce.
Lecz w tym momencie raczej nie
powinnam zakrzątać myśli o roślinach. Właśnie tu i teraz miałam odważyć się, by
przeciwstawić się z decyzją Marcina i nie dać się skrzywdzić. Szukałam słów do
argumentów, którymi mogłabym z nim walczyć. Lecz nic nie przychodziło mi do
głowy.
-Wysiadaj –usłyszałam głos
dobiegający z miejsca pasażera. Nie powiedział tego w sposób delikatny, zresztą
szorstko też nie. Powiedział to… normalnie? Tak, normalnie. Wydało mi się to
dość dziwne, ponieważ nie sądziłam, że Marcin kiedykolwiek odezwie się do mnie
podobnym tonem. A więc już czas. To czas, by pokazać mu, że szanuję sama siebie
i nie pozwolę na takie traktowanie. Mężczyzna wysiadł z samochodu, a po chwili
otworzył mi drzwi. Kiedy stałam już na ulicy, zbliżył się do mnie. Właśnie w
tym momencie miałam wygłosić przemową mówiącą na temat szacunku do kobiet, lecz
stało się coś nieprzewidzianego. Marcin ujął mnie delikatnie za szyję i
pocałował w czoło. Nie rozumiałam jego gestu, a ni tego, co mógłby on oznaczać.
Szepnął mi na ucho, bym się nie bała i sobie poradziła, a on trzyma za mnie kciuki. Po tych słowach,
mężczyzna wszedł do auta. Zapewne czekali, bym weszła na podwórko. Nic innego
mi nie pozostało. Weszłam przez metalową furtkę i wspięłam się po marmurowych schodach.
Kilkukrotnie zapukałam w drzwi i czekałam na kogoś, kto wpuściłby mnie do
środka. Gdy przez pewną chwilę nikł nie otwierał, zerknęłam w kierunku auta.
Nadal stało w tym samym miejscu, a mężczyźni obserwowali mnie czujnym okiem. Usłyszałam
charakterystyczny odgłos przesuwania zamkiem. Zza drzwi przez mały lufcik
spojrzała na mnie starsza kobieta. Kiedy spojrzała na mnie, spytała kim jestem.
Zaskoczona pojawieniem się staruszki, przedstawiłam się, a następnie spojrzałam
za siebie. Auta już nie było. Oznaczało to wolność. Chciałam jedynie wyjaśnić
zajście z ową kobietą i wytłumaczyć jej, że pewnie pomyliłam adresy. Kobieta
zamknęła drzwi, by zdjąć z nich zamek. Cała blada wyszła przed dom;
pomyślałam, że za chwilę
zemdleje. Nieznajoma przybliżyła się do mnie i ponownie poprosiła, bym
przedstawiła się jej. Nie widziałam w tym większego sensu, ale po raz kolejny
podałam swoje personalia. Kobieta rozpłakała się i rzuciła mi się na szyję.
Będąc w szoku, nie wiedziałam co mam zrobić. Niepewnym ruchem poklepałam ją po
plecach i wyjaśniłam, że nic z tego nie rozumiem. Jednak ona nie chciała nic
mówić. Zapłakana zaprosiła mnie na herbatę i domowe ciasteczka. Nie mogąc
odmówić staruszce, zgodziłam się. Weszłam na korytarz, w którym zdecydowania dominowała
czerwień. Kilka kroków dalej znajdował się dość duży salon w kolorze
pistacjowym, w którym aż roiło się od zdjęć w ramkach. Na kominku znajdowało
się około piętnaście ramek z czarno-białymi fotografiami, które przedstawiały
różne sytuacje z dnia codziennego, np. dwójkę dzieci myjących się w sporej
misce. Usiadłam na skórzanej kanapie, która nie pasowała do wystroju wnętrza.
Spojrzałam jak staruszka idzie ku mnie z porcelanową filiżanką w czerwone maki,
trzymając w drugiej dłoni stos ciasteczek. Usiłowałam pomóc jej, lecz ona
podziękowała. Gdy usiadła obok mnie, poczułam jej miętowy oddech. Kobieta
spojrzała mi prosto w oczy, po czym przedstawiła się. Jej głos był ciepły,
delikatny i
uspokajający. Miałam wrażenie, że tak dobrze go znam. W jej towarzystwie nie
byłam skrępowana, lecz odprężona. Było w niej coś takiego, co nie pozwalało na
niepotrzebny stres.
Kolejne minuty mijały w
milczeniu. Słychać było jedynie przesuwające się wskazówki wielkiego zegara
oraz pojedyncze łyki ciepłego napoju. Postanowiłam przerwać tę ciszę, jednak
nie wiedziałam jakich użyć słów. Kobieta widząc moja próbę podjęcia się
rozmowy, uśmiechnęła się i jako pierwsza zabrała głos. Byłam jej za to
wdzięczna, bo w przeciwności do mnie przyszło jej to naturalnie.
-Jak znalazłaś się pod moim
domem? – zagaiła. Odpowiedziałam jej, że pewien człowiek obiecał mi pomoc,
jednak okłamał mnie. Nagle kobieta przytuliła mnie. Prawdopodobnie był to
odruch wyrażający litość. Spytała, jak nazywa się ten mężczyzna, a ja posłusznie
odpowiedziałam. Kobieta przybrała niepokojący wyraz twarzy, zmarszczyła czoło i
podbródek, przez co wydawało się, że jej zmarszczki są duże większe niż w
rzeczywistości.
-Co wiesz o Ani Górskiej? –
zapytała niespodziewanie. Gdzieś słyszałam to nazwisko. Tam, znam to…
Chwileczkę, czy tak właśnie nie nazywa się moja biologiczna matka? Tak! To na
pewno jej nazwisko. Po chwili zastanowienia odpowiedziałam, a ona uśmiechnęła
się. Nie wiedziałam, czemu zadała to pytanie. Czy ona mnie zna? Czy ona zna
moją matkę?
-Dlaczego Pani o to pyta?
-Mów mi babciu.
Babciu? O czym mówi tak
kobieta? Jak to możliwe? Jeśli ona jest moją babcią, to ja jestem jej wnuczką.
To chyba oczywiste. A więc mam rodzinę. Wszystko wskazuje na to, że Marcin nie
kłamał. Pomógł mi, chociaż nie wierzyłam w to. Dotrzymał obietnicy, a ja
przykleiłam mu plakietkę „nieczuły facet”. Nie doceniłam go wcześniej. Pewnie
do samego końca chciał, bym bała się tego, co ma za chwilę nastąpić. W pewnym
sensie zrobił mi niespodziankę.
Rozmawiałam z Zofią, moją
babcią, o moim przeżyciu. Opowiedziałam jej o tym, co działo się w klubie, jak się do niego
dostałam i o życiu w domu dziecka. Przy każdym słowie widziałam cierpienie na
jej twarzy. Bolało ją to, że tak wiele przykrych rzeczy spotkało właśnie mnie.
Byłam jej wnuczką, nie mogła zostać obojętna na moje cierpienie. Przy okazji
opowiedziała mi w kilku słowach o naszej rodzinie. Jej mąż, a mój dziadek –
Jerzy, zmarł cztery lata temu. Od tego czasu jest samotna. Wspomniała o swojej
drugiej córce, o której mówił mi Marcin. Sylwia, moja chrzestna, mieszka w Krakowie i ma szczęśliwą rodzinę.
Nie wiem czemu, ale babcia nie wspominała o mojej matce. Być może już nie
uważała jej za swoją córkę, po tym wszystkim co zrobiła.
-Co teraz dzieje się z Anną? –
niepewnie spytałam. Poczułam, że poruszyłam wrażliwy temat. Jednak nie mogłam
odpuścić, tak bardzo chciałam wiedzieć, co się z nią dzieje. Kobieta nagle
posmutniała i pogłaskała po grzbiecie rudego kota, który
właśnie wskoczył na kanapę.
-Ania jest w szpitalu
–szepnęła. – Od kilku miesięcy choruje na raka trzustki.
Mój świat właśnie legł w
gruzach. Wszystko przewróciło się do góry nogami. Pragnęłam jak najszybciej się
z nią zobaczyć, zapytać jak się czuję i czy o mnie pamięta. Pomyślałam, że teraz
potrzebuje mnie najbardziej. Wiedziałam, że rak trzustki to nie przelewki. Wyleczenie
tego nowotworu jest niemal niemożliwe. Najczęściej kończy się to śmiercią. Nie
chcę, by moja mama zmarła. Musi żyć. Nie znam jej, ale czuję, że jest
najważniejszą osobą w moim życiu. Zofia przytuliła mnie mocno. Obie nie
mogłyśmy być teraz same. Dla każdej z nas było to trudne.
-Czy Anna o mnie pamięta? –
spytałam przez łzy, które płynęły potokiem po policzkach.
-Nigdy o Tobie nie zapomniała.
Zawsze byłaś, jesteś i będziesz w jej sercu.
Słowa babci uspokoiły mnie. Teraz
liczy się to, bym była przy chorej matce. Moja przeszłośći cierpienie nie są
najważniejsze. Muszę wspierać chorą matkę i zawalczyć o jej zdrowie. Nie
pozwolę jej odejść bez pożegnania.
Bardzo dobry, szkoda tylko, że krótki. Nie mogę się doczekać kontynuacji.
OdpowiedzUsuńNo wchodze i wchodze tu dziś sobie bo dziś niedziela i dupa nic nie ma. Smutna ja:(
OdpowiedzUsuń