niedziela, 15 marca 2015

Kwiat na deszczu - rozdział XIII

Kierując się schodami w dół usłyszałam huk zamykania drzwi i szybkie kroki dobiegające z góry. Zrozumiałam, że powinnam jak najszybciej udać się gdziekolwiek, by ukryć się przed Adamem. Prawdopodobnie przez mój pomysł z zamianą składników kawy poniosę konsekwencję. Ale co mógłby mi zrobić? Może rozkażę wypić mi napar, po czym przygotować nowy. Och nie, to będzie straszne. Co ja biedna pocznę? Jak najszybciej ruszyłam w kierunku swojego pokoju, by nie spotkać mężczyzny. Kiedy już znalazłam się w pomieszczeniu, pomyślałam, że przecież Adam jako pierwszy punkt obierze właśnie to miejsce, więc otworzyłam drzwi, by ruszyć w poszukiwaniu kolejnej kryjówki. Ku mojemu zdziwieniu przede mną stanął nie kto inny jak Adam we własnej osobie. Spojrzał się na mnie wzrokiem pełnym złości, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Postanowiłam udawać głupią i absolutnie nie dawać po sobie poznać, że domyślam się powodu jego wściekłości.
-Coś się stało? –zapytałam ze zdziwieniem w oczach.
On tylko spojrzał się na mnie srogo i wymierzył cios w policzek, od którego straciłam równowagę i wylądowałam na dosyć twardej podłodze. Adam przyklęknął obok mnie i wyciągnął filiżankę z gorącą kawą, którą oblał mój śnieżnobiały T-shirt. Wychodząc, kazał zrobić mi nowy napój, ale jednak tym razem nie pomylić mleka z cukrem. Gdy wstawałam, poczułam, że zaczyna kręcić mi się w głowie i powolnym krokiem usiadłam na łóżko. Kiedy dobre samopoczucie wróciło, postanowiłam zmienić koszulkę, ponieważ stara cała przemoczona była kawą. Zmartwiłam się, ponieważ nie wiedziałam, czy plamę będzie można łatwo usunąć z ubrania. Przebrałam się, po czym zanurzyłam bluzkę w wodzie z dodatkiem odplamiacza, po czym umyłam ręce. Włosy związałam w kucyk, a następnie podniosłam filiżankę, która znajdowała się na dywanie. Skierowałam się w stronę kuchni, by tym razem przygotować napój idealny, wprost ambrozję dla adamowego podniebienia. Ciepły kawowy napój z mlekiem, lecz bez cukru…
Powoli zbliżyłam się do gabinetu mężczyzny. Kiedy weszłam do pomieszczenia, postawiłam filiżankę na biurku, po czym uśmiechnęłam się przekornie.
-Mam nadzieję, że tym razem moja koszulka nie będzie mokra.
-Wyjdź stąd –burknął.
-Wedle życzenia.
Z całej siły trzepnęłam drzwiami i z przekleństwem na ustach schodziłam na dół, gdy usłyszałam donośny głos dochodzący zza moich pleców.
-Wróć się i zamknij drzwi jeszcze raz, tym razem tak, jak powinnaś zrobić to wcześniej.
Odwróciłam się do niego i podeszłam bliżej. W tej chwili staliśmy naprzeciwko siebie tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na skórze. Jego wzrok wydawał się być bardziej hardy niż dotychczas, jednak nie złamało mnie to i bez żadnego wysiłku przez dłuższy czas wpatrywałam się w jego oczy. Sprawiałam wrażenie przejętej i przelęknionej, lecz prawda była inna. Jeśli Adam myśli, że jestem jego własnością i mam spełniać każdą zachciankę, to grubo się myli.
-Nie mam najmniejszego zamiaru –szepnęłam. –No co? Może mnie uderzysz? Bo oprócz tego nie potrafisz niczego innego.
-Ty… - mężczyzna podniósł rękę, a ja w tej samej chwili zacisnęłam powieki i szykowałam się na najgorsze, gdy w tej samej chwili usłyszeliśmy nieprawdopodobnie głośny krzyk.
-Adam! –głos należał do szefa, który szybkim krokiem pokonywał strome stopnie schodów. –Co ty robisz człowieku?
Odsunęłam się od mężczyzny i zbiegłam do pokoju udając przy tym, że zaistniała sytuacja bardzo mnie przeraziła. Kiedy leżałam na łóżku, nie mogłam opanować swojej radości. Ciekawe jaka kara spotka Adama. Miałam nadzieję, że tym razem szef również stanie po mojej stronie.
Układając plan zemsty na Adamie, czułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe i powoli opadały.
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł Adam z Krzysztofem. Szybkim krokiem opuściłam łóżko, stanęłam naprzeciwko nich i poprawiłam włosy.
-Coś się stało? –zapytałam głosem pełnym zaskoczenia.

Krzysztof wyjaśnił, że Adam chciałby mnie za coś przeprosić. Kiedy szef opuścił pomieszczenie, Adam przez zęby wycedził „przepraszam”. Spełniając swój obowiązek, wyszedł. Zaistniała sytuacja była dla mnie czymś nowym i zupełnie dziwnym. Jednak pobyt w klubie nauczył mnie jednego: nie ufaj żadnemu facetowi. Zaufałam Marcinowi, że się stąd wydostanę. Okłamał mnie. To takie męskie...

~~~~~~
Drodzy Czytelnicy!
Pisząc każdy kolejny rozdział, piszę go dla Was.
Niestety od pewnego czasu tracę wenę oraz chęć do tworzenia.
Proszę o Waszą reakcję, komentarz lub inny sposób kontaktu, który zapewni mnie, że piszę nie tylko dla samej siebie.
Tracąc motywację i wenę, tracę także Was.
Neda L.

niedziela, 8 marca 2015

Kwiat na deszczu - rozdział XII

Od pogrzebu Marcina minął tydzień. Jako jedyna dziewczyna pracująca w klubie byłam obecna na ceremonii. Podczas ostatniego pożegnania z chrzestnym hamowałam emocje. Nie mogłam dać po sobie poznać, że mężczyzna był mi bardzo bliski. Udawałam, że przez cały czas pracy łączyły nas relacje ‘zawodowe’, a nie prywatne. Chciałam uniknąć kłopotów, które wynikłyby z tego. w trakcie pogrzebu nie płakałam, nie rozpaczałam… Wszystko to co złe zachowałam dla siebie.
--------
-Samanta – usłyszałam donośne wołanie zza kurtyny. –Ruszaj się mała! Wychodzisz za pięć minut.
Na posadę Marcina przyjęli Adama – mężczyznę, który podstępem sprowadził mnie do klubu. Czułam, że wszystkie dziewczyny traktuje inaczej niż mnie. Mną gardził, nie patrzył w moją stronę i dało się wyczuć, że chce pozbyć się mnie jak najszybciej. Prawdę mówiąc, było mi obojętne to, jak się do mnie odzywa i jak się zachowuje. Skoro tak bardzo mnie nienawidzi, to może pozwoli mi stąd odejść?
-Nie wychodzę –krzyknęłam. Nie miałam zamiaru podporządkować się mu. Chciałam zakpić z niego i pokazać, że nie jest kimś za kogo się uważa. Musi przyzwyczaić się do tego, że każda z nas jest człowiekiem i posiada własne zdanie. Adam szybkim krokiem podszedł do mnie, popchnął mnie dosyć mocno, tak że plecami uderzyłam w ścianę. Dłoń oplótł na mojej szyi i ścisnął ją. Jego piorunujący wzrok przeszywał mnie, a płuca domagały się większej ilości tlenu.
-Ja tu rządze, suko – wycedził przez zęby. –Masz mi się podporządkować, albo skończysz tak samo jak twój wujaszek. Zrozumiano?
O czym on mówił? Chce mnie zabić? Proszę bardzo. Skróci moje męki i przyczyni się do mojego szczęścia. Wolałam umrzeć niż żyć w tym miejscu i tańczyć dla obrzydliwych mężczyzn.
-Proszę, zrób to teraz –szepnęłam. Dusiłam się, ale nie mogłam mu nie odpowiedzieć. Jeśli on chce wojny, będzie ją miał. Wiedziałam, że staruję z przegranej pozycji, jednak będę walczyć, aż wygram.
Adam rozluźnił uścisk. Spojrzał mi prosto w oczy i wymierzył siarczysty policzek. Skóra szczypała mnie i piekła, lecz nie pozwoliłam, by na twarzy pojawił się grymas. Uśmiechnęłam się delikatnie i podniosłam lewą brew. Zaśmiałam się i odeszłam. Odwróciłam się, by zobaczyć jego reakcję. Adam stał osłupiały i zaciskał pięści. Kiedy szłam do swojego pokoju, poczułam przeraźliwy ból pleców, który mnie sparaliżował. Upadłam na podłogę i ujrzałam czarne adidasy zbliżające się do mnie. Delikatnie podniosłam głowę i zobaczyłam przykucniętego Adama, trzymającego w prawej ręce kij bejsbolowy.
-Chyba nie myślałaś, że ujdzie Ci to na sucho – szepnął, śmiejąc się.
Ręce i nogi oplótł mi sznurem, zawiązał go mocno i podniósł mnie. Niósł mnie aż do gabinetu szefa, a gdy już się tam znaleźliśmy, usadził mnie na krześle. Następnie krótko opisał moje ‘nieposłuszeństwo’ wobec jego osoby i domagał się ukarania mnie. Szef zaśmiał się cicho, po czym trzykrotnie powtórzył nadane mi tutaj imię. Adam co chwilę powtarzał, że nie może być takiej sytuacji, że któraś dziewczyna nie wykonuje jego poleceń. Przez cały ten czas siedziałam w milczeniu, ponieważ nie chciałam narazić się szefowi. Jednak, gdy Adam coraz dobitniej wyrażał swoją opinię, postanowiłam się odezwać i ze swojej perspektywy opisać zaistniałą sytuację.
-Szefie, czy mogłabym coś powiedzieć? – zapytałam cichym i przestraszonym głosem. Gdy Krzysztof udzielił mi pozwolenia, zaczęłam mówić. –Sprzeciwiłam się Adamowi, to prawda. Jednak wczoraj wieczorem dostałam obfitej miesiączki, dlatego też nie chcę dziś tańczyć.
Adam usiadł, a jego oczy wyrażały wściekłość. Krzysztof spojrzał na niego, po czym spytał mnie, czy mam potwierdzenie tego, że nie kłamię. Zaproponowałam, że przecież w każdej chwili mogę pokazać im dowody, lecz wątpię, czy byłoby to przyjemnym widokiem. Panowie w tym samym momencie wypowiedzieli „nie”, po czym obaj skupili na mnie wzrok. Spojrzałam się na rozwścieczonego Adama  i uśmiechnęłam się. Do końca okresu moim zadanie było podawanie drinków gościom, co bardzo mnie usatysfakcjonowało. Absolutnie nie miałam nic przeciwko pracy kelnerki. Jednak nie wszystko ułożyło się po mojej myśli. Szef nakazał, bym przez najbliższy tydzień wypełniała rozkazy Adama oraz zgadzała się z nim w każdej kwestii. Krzysztof miał dość awantur w klubie, dlatego też każdą kłótnię gasił w zarodku. Adam scyzorykiem przeciął sznury oplatające kończyny, a następnie pomógł mi wstać, ponieważ plecy od silnego uderzenia nadal bardzo bolały. Kiedy już opuściliśmy gabinet szefa, Adam poprosił mnie o czarną kawę z mleczkiem bez cukru, a także przyniesienie napoju do jego pokoju. Czyli przez najbliższy czas będę musiała mu naskakiwać, a on będzie robił wszystko, by jeszcze bardziej mnie denerwować. Super, nie mogę się doczekać… Miałam nadzieję, że te siedem dni miną bardzo szybko, a ja nie popełnię morderstwa, a potem samobójstwa. Skierowałam się w stronę kuchni i pożegnałam mężczyznę wzrokiem. Zagotowałam wodę, wyjęłam porcelanową filiżankę i wsypałam do niej kawę rozpuszczalną, po czym zalazłam ją gorącą wodą. Kawa z mleczkiem bez cukru? Och… Wydaje mi się, że jednak się pomylę i zamiast mleka dodam dwie łyżeczki cukru. Przecież każdy ma prawo się pomylić, a co dopiero po rozmowie z szefem. Na drewnianą tackę położyłam spodek i filiżankę, a także kawałek mlecznej czekolady z orzechami, po czym ruszyłam do pokoju Adama. Zapukałam trzykrotnie w drzwi, po czym przekroczyłam próg. Postawiłam tace na stole, jednak Adam nie zwrócił na to uwagi. Życzyłam mu smacznego, po czym wyszłam. Nie odeszłam, ponieważ z niecierpliwością oczekiwałam na jego reakcję. Po chwili usłyszałam głośne plunięcie i kilka bardzo zróżnicowanych przekleństw.
-Kalina! –krzyknął Adam.
Odeszłam z uśmiechem zadowolona z siebie.

~~~~~~~~~~~~
Kochani,  bardzo proszę Was o wsparcie mnie w projekcie, w którym biorę udział.
https://www.facebook.com/sdimlo  proszę o wejście w podanego linka i polubienie fanpage'a.
Będę baaaardzo wdzięczna :)
Neda L.

niedziela, 1 marca 2015

Kwiat na deszczu - rozdział XI

Czerwona strużka krwi powoli spływała z ran nadgarstka. Ból temu towarzyszący na chwilę odwrócił moją uwagę od problemów dnia codziennego. W tamtym momencie wydawało mi się, że to co zrobiłam, było najlepszym rozwiązaniem. Jednak chwile później zaczęłam tego żałować. Czemu pomyślałam, że to mi pomoże? Wstydziłam się. Pocięłam się, czyli przegrałam walkę. A ja nigdy nie przegrywam. Często potykam się, ale idę dalej i nie daję satysfakcji moim wrogom. Widok krwi uspokoi mnie na chwilę, ale co potem? Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę odreagowywać stresu w ten sposób. Bo właśnie to mogło doprowadzić mnie do całkowitej ruiny. Co jeśli przez cały czas myślałabym o tym, by znaleźć sposobność na okaleczenie się? Co jeśli uzależnię się? Co jeśli zostaną blizny? Co jeśli…?
Podeszłam do stojącej na komodzie wieży i uruchomiłam ją. Chciałam wyciszyć swoje myśli i wsłuchiwać się w melodię, która miałaby ukoić moje skołatane nerwy. Muzyka wypełniła cały pokój, a ja zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą.
„Okłamali mnie z nadzieją,
Że uwierzyłem i przestanę chcieć.
Muszę leczyć się na ból i strach.
Gdzie jest człowiek, który z siebie sam, pokaże mi jak?”
Tekst poruszył mnie. Sprawił, że moje oczy zwilgotniały od łez. Czemu znów mnie okłamali? Nie mogę być tak łatwowierna i naiwna. Nie powinnam przy każdej okazji dać się ogłupiać. W tym miejscu nie mam żadnego wsparcia, więc nie mogłam liczyć na pomoc. Sama musiałam stawić czoła codzienności i nie poddawać się. Nie będę dziś płakać, nie będę się smucić, nie będę żałosną dziewczynką. Nagle poczułam w sobie przypływ energii, która motywowała mnie do zmiany tego, co się wokół mnie dzieje. Całe życie jest tylko w moich rękach i absolutnie nikt nie ma prawa tego zmieniać. Nie poddam się, lecz będę walczyć każdego dnia o to, by znów stać się wolnym człowiekiem.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanęła Sara – dziewczyna, która wprowadziła mnie w brudny świat klubu dla bogatych mężczyzn. Podbiegła do mnie, złapała za nadgarstek z zaschniętą krwią i podeszła do wieży, żeby ściszyć muzykę. Chusteczkami i wodą z butelki myła zakrwawione ciało, a gdy spojrzała mi prosto w oczy zapytała, czemu to zrobiłam. Nie potrafiłam udzielić jej konkretnej, znaczącej odpowiedzi. Moje zdania wydawały się być lakonicznie. Próbowałam wyjaśnić jej, że zrobiłam to zupełnie przypadkowo i sama nie wiem, co mną kierowało. Z każdą sekundą wstydziłam się coraz bardziej, chciałam zapaść się pod ziemię. Przed chwilą obiecywałam sobie, że nikomu nie pokażę własnych słabości, a właśnie obca mi osoba pomagała mi.
- Zostaw mnie samą, proszę – szepnęłam Sarze do ucha. Nie potrzebowałam niczyjej litości, a na pewno nie dziewczyny, która od dawna pracuje w tym miejscu i do tej pory nie potrafiła się z niego wydostać. Sara najwidoczniej nie miała zamiaru opuścić pomieszczenia i puściła moją prośbę w niepamięć. Po raz kolejny, lecz tym razem głośniej, poprosiłam ją o wyjście stąd. Tym razem nie zaprzeczała i posłusznie wyszła z pokoju. Nareszcie byłam sama. Nie potrzebowałam żadnego wsparcia ani słów pocieszenia. Powinnam obmyślić plan kolejnej ucieczki, lecz nie miałam na to siły. Powłócząc nogami, weszłam na łóżko i przyłożyłam twarz do poduszki. W tamtym momencie zatęskniłam za Anną. Pragnęłam poczuć jej dotyk i usłyszeć z jej ust, że wszystko jeszcze się ułoży. Nie zależy mi na sławie i pieniądzach, ale na bliskości mamy. Dopiero co ją poznałam, a już musiałam się z nią pożegnać na długi okres czasu. Ale na pewno nie na zawsze. Kiedy znów się spotkamy, Anna będzie żyć i z dnia na dzień jej stan zdrowia będzie się polepszał. Wiara w to sprawiała, że miałam ochotę walczyć i mimo upadków, nigdy się nie poddać. Gorące, słone łzy spływające po moich policzkach coraz bardziej przybliżały mnie do snu.
Następnego ranka obudził mnie hałas w pokoju. Otworzyłam oczy i powoli podniosłam się  z łóżka, by ujrzeć powód mojego wczesnego rozbudzenia. W pokoju wszystko było w stanie nienaruszonym, więc coś musiało upaść na dole. Ciekawa tego co się stało, wyszłam na korytarz. Na półpiętrze słychać było donośne głosy.
-Wezwij karetkę! – ktoś głośno krzyknął. Domyśliłam się, że musiał stać się nieszczęśliwy wypadek. Zeszłam po schodach, by lepiej się przyjrzeć zaistniałej sytuacji. Nagle poczułam jak moje oczy wypełniają się słoną cieczą. Serce biło coraz szybciej, a ręce trzęsły się z przerażenia. Nie wierzyłam w to co zobaczyłam. Na płytkach w samym centrum korytarza leżał Marcin w dziwnej pozycji.
Kilkanaście metrów nad nim znajdowała się balustrada, z której prawdopodobnie spadł. Z jego ust sączyła się krew, a szyja była przekręcona w prawą stronę. Jak najszybciej skierowałam się w jego stronę, by sprawdzić, czy to na pewno on i czy nic poważnego mu się nie stało. Zbliżając się do niego, ludzie ustępowali mi i odsuwali się na boki. Uklęknęłam przy nim i szepnęłam „wujku, co się stało?”. Jednak on nic nie odpowiedział. Miałam wrażenie, że przestał oddychać. Dwa palce przyłożyłam do jego szyi, by poczuć jego puls, który powoli stawał się coraz mniej wyczuwalny. Rozpięłam jego skórzaną kurtkę, położyłam rękę na jego mostku, po czym przystąpiłam do masażu serca. 2 wdechy. 30 uciśnięć, 2 wdechy. 30 uciśnięć, 2 wdechy. 30 uciśnięć…
Z każdym uciśnięciem słabłam i brakowało mi siły. Jednak nie poddawałam się i dalej walczyłam o jego życie. Musiałam uratować kogoś, kto dał mi szansę poznać biologiczną matkę. W tej chwili nie liczyło się, ile krzywd mi wyrządził. To dzięki niemu przeżyłam kilka najpiękniejszych dni mojego życia. Jestem mu za to wdzięczna i nie pozwolę, by odszedł już raz na zawsze.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i odciąga od Marcina. Próbowałam się wyrwać i krzyczeć, by ponownie wykonać resuscytację. Zobaczyłam ratowników, którzy podbiegają do niego. Uspokoiłam się, bo wiedziałam, że teraz oni mu pomogą. To dlatego ktoś oddala mnie od Marcina. Po prostu chciał, żebym nie przeszkadzała lekarzom w walce o życie leżącego na ziemi człowieka. Odwróciłam się od nich, ponieważ nie mogłam już patrzeć na zakrwawione ciało wujka. Tak, wujka. Przecież Marcin to mój wujek.
-9:54 – ktoś głośno powiedział. –Zgon spowodowany upadkiem z wysokości.
Zgon? Wydawało mi się, że się przesłyszałam. Odwróciłam się z powrotem i ujrzałam, że jeden z ratowników idzie w kierunku Marcina z czarną paczuszką w dłoni. Nachylił się ku niemu i rozłożył zawiniątko. Jak się okazało, to nie było nic innego jak worek na ciało. Jednym, aczkolwiek pewnym ruchem wyrwałam się mężczyźnie, który trzymał mnie za ramię. Szybkim krokiem znalazłam się przy mężczyźnie i złapałam Marcina za twarz. Co chwilę powtarzałam, by ratownicy coś zrobili, by mu pomogli. Jednak nikt nie drgnął, wszyscy spuścili wzrok. Nie przyjechali tu po to, by stwierdzać zgon, tylko po to, by mu pomóc.
-Wujku, proszę, nie odchodź – szepnęłam Marcinowi do ucha. Z każdą chwilą jego ciało stawało się coraz chłodniejsze. – Proszę, nie zostawiaj mnie tu samej…
Gorące łzy spływały po moich policzkach na jego usta. Ktoś ponownie szarpnął mnie do tyłu. Jednak nie dałam się tak łatwo i przytulałam Marcina do swojego ciała. Kolejne szarpnięcie było już silniejsze i nie dałam rady już walczyć. Odwróciłam się i ujrzałam, że w powietrzu trzyma mnie Jurek, jeden z ochroniarzy klubu. Kroczył ze mną w kierunku mojego pokoju. Co chwilę kopałam go i próbowałam się wyrwać. Nie chciałam, by w tej ważne i smutnej chwili, oddzielali mnie od mojego chrzestnego. Pragnęłam przytulić go i podziękować, jednak nikt nie chciał mnie wysłuchać i zrozumieć. Dla nich ważniejsze było to, żeby pozbyć się krzyczącej i zapłakanej striptizerki, która histeryzowała.
- Wujku, nie zostawiaj mnie, proszę! –ciągle krzycząc, powtarzałam te słowa. Niestety, wszystko poszło na marne. Coraz ciszej wypowiadałam formułkę, dławiąc się łzami.
Jurek zaprowadził mnie do pokoju i zostawił mnie w nim samą. Spojrzałam na kilka kawałków rozbitego lustra i podeszłam do nich. Wzięłam jeden z nich do ręki i przyłożyłam do nadgarstka.
-Nigdy więcej tego nie zrobię – wyszeptałam, a potem wyrzuciłam odłamek do stojącego obok grzejnika okna. To samo zrobiłam z pozostałymi fragmentami lustra. Nie chciałam w ten sposób żegnać się z Marcinem. On by tego nie chciał. Mimo, że nie był najlepszym człowiekiem, pomógł mi odnaleźć to, czego szukałam przez całe życie.
Nie wierzyłam, że w ciągu dwudziestu czterech godzin może zdarzyć się aż tyle złego. Pocięłam się. Marcin nie żyje. Anna i Zofia martwią się.
Byłam bezsilna wobec otaczającej mnie rzeczywistości. Wydostanie się z tego miejsca wydawało mi się być niemożliwe. Sama nie dam rady uciec stąd. Nie mam nikogo, kto zainteresowałby się moim losem. Miałam pretensje do wychowawców z domu dziecka o to, że przez tyle czasu nie udało mi się mnie odnaleźć. Może nie chcą mnie szukać? Zwolniło się miejsce, więc pewnie są zadowoleni. Padłam na ziemię na kolana. Złożyłam ręce i zamknęłam oczy, a w płuca nabrałam powietrza.

-Ojcze nasz…