niedziela, 11 stycznia 2015

Kwiat na deszczu - rozdział IV

Ciemność zalewała klub od kilku minut. Słyszałam rozmowy klientów, którzy krzątali się, by odnaleźć swoje płaszcze w ciemnościach. Ktoś wyjął telefon, by uruchomić aplikację latarki i słabo rozświetlić pomieszczenie. Szef wezwał już pogotowie energetyczne, ponieważ sam nie potrafił poradzić sobie z tym problemem.
Biłam się z myślami. Chciałam jak najszybciej uciec z miejsca, które przysporzyło mi wiele problemów i bólu – tego fizycznego, jak i psychicznego. Pragnęłam znaleźć się jak najdalej od ludzi, z którymi musiałam pracować. Kilkadziesiąt godzin w klubie doprowadziło mnie do ruiny. Stałam się wrakiem człowieka. Teraz nie istniała Kalina sprzed tygodnia. Ta radosna dziewczyna z aspiracjami zmieniła się w Samantę. Z dawnej odwagi nie pozostało już nic. Moje serce pękało z przerażania i strachu przed kolejnymi doświadczeniami o godzinami spędzonymi w miejscu, w którym aktualnie się znajdowałam. Będąc kruchą dziewczyną, nie potrafiłam zebrać się i pokazać, że umiem zawalczyć o swoje. To, że nie mam prawdziwej, kochającej się rodziny to nie powód, by chować głowę w piasek. Powinnam znaleźć w sobie motywację, siłę, która poprowadziłaby mnie na sam szczyt. Jednak w tym momencie nie potrafiłam zadbać o siebie i swoją przyszłość.
Jeśli tutaj zostanę, oni mnie zniszczą. Na zawsze pozostanę Samantą – tanią striptizerką, która jest tworem mężczyzny, który wykorzystuje małe dzieci. Nie pozwolę zrobić z siebie nic nie wartej osoby. Znam swoją wartość i zawalczę o siebie. Tak. Nic innego mi nie pozostaje. Muszę jak najszybciej stąd uciec.
Poczułam przypływ adrenaliny. Wystawiłam ręce przed siebie i po omacku próbowałam trafić do wyjścia. Często potykałam się o krzesła czy stoliki, jednak to nie zmniejszyło pragnienia o wolności. Szłam powoli, każdy ruch był przemyślany i zamierzony. Delikatnie stawiałam stopy na podłodze, by przez przypadek nie wpaść na jakiś przedmiot. Palce prawej dłoni namierzyły klamkę drzwi wejściowych. Chwyciłam ją i powoli nacisnęłam. Pociągnęłam drzwi, a moim oczom ukazały się lampy uliczne, do nozdrzy dostał się zapach spalin samochodowych, a twarz owiał lekki wiatr. Nie spiesząc się, zrobiłam krok do przodu. Rozejrzałam się, lecz nie zobaczyłam nikogo, kto uniemożliwiłby mi ucieczkę. Byłam pewna, że tym razem mi się uda. Wyszłam przed budynek, zostawiając uchylone drzwi. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się wolnością. Rozłożyłam ręce, wyobrażając sobie, że jestem ptakiem, który właśnie odzyskał skrzydła i znów może cieszyć się niezależnością.
Nagle poczułam zimny dotyk na ramionach. Odwróciłam się i ujrzałam Marcina, mężczyznę, który sprowadził mnie do klubu. W jednej dłoni trzymał papierosa, w drugiej zaś moją rękę. Ściskał ją coraz mocniej, ból stawał się coraz silniejszy. Marcin spojrzał mi się w oczy, wypuścił dym ze swoich ust i skierował papierosa w kierunku mojej ręki. Niespodziewanie docisnął go do niej, głośno się śmiejąc. Oprócz krzyku nie pozostało mi nic innego. Po kilku sekundach znów rozkoszował się tytoniem, lecz tym razem niedopałek rzucił na ulicę i przydeptał go. Wolną dłonią chwycił mnie za włosy i przyciągnął do swojej twarzy. Czułam jego oddech, nigdy nie byłam tak blisko niego.
-Zniszczę cię dziewczynko –wycedził przez zęby i plunął mi w twarz.
Popchnął mnie z takim impetem, że straciłam równowagę i przewróciłam się. Poczułam przeszywający ból w prawej ręce. Jednak to nie było w tym momencie najważniejsze. Mężczyzna zbliżył się do mnie, przyklęknął, a następnie wstał. Wiedziałam, że nie dam rady wstać. Ręka uniemożliwiała mi obronę przed oprawcą. Zobaczyłam, że Marcin odwraca się, lecz następnie wykonuje szybki obrót i ze wściekłością w oczach zaczyna mnie kopać. Czułam uderzenia na żebrach, udach, ramionach… Kopał na oślep. Przykucnął, spojrzał się na mnie, a następnie wymierzył mi kilka ciosów w twarz. Gdybym znajdowała się w innej sytuacji, doceniłabym jego prawy sierpowy. Jednak teraz, gdy leżałam cała obolała na ziemi, pragnęłam umrzeć. Koszmar, który przechodziłam,  nie miał końca. Mężczyzna chwycił za moje długie, kasztanowe włosy i ciągnął je. Ciągnął je tak mocno, że sporo z nich zostało w jego garści. Nie krzyczałam, wiedziałam, że to rozłości go jeszcze bardziej. Nie chciałam bardziej się narazić. Pragnęłam, aby już przestał. Pragnęłam umrzeć.
Marcin przestał na chwilę zadawać mi ból. Zaśmiał się głośno, po czym użył wielu negatywnych epitetów skierowanych w moją osobę.
Mężczyzna powoli tracił siły. Uderzał mnie coraz słabiej. Czułam, że z nozdrzy wydobywa się czerwona ciecz o metalicznym smaku. Krew spływała strużkami po ustach, szyi i całym dekolcie. W myślach błagałam oprawcę, by skończył moje cierpienie. Lecz on mimo braku siły, nadal kontynuował to, co zaczął.
-Ciesz się, że żyjesz –szemrał mi do ucha swoim ochrypłym głosem.
Chciałam odpowiedzieć, że wolałabym umrzeć niż przechodzić przez męki, które mi zadał. Lecz brakowało mi siły, by powiedzieć cokolwiek.
Chwilę później szarpnął mnie za rękę, tak, bym mogła wstać. Zaprowadził mnie do małego pokoju w kolorze khaki, w którym dominowała woń alkoholu i tytoniu. Rozkazał usiąść na skórzanej kanapie, a do ręki wetknął mi kieliszek wódki z sokiem. Sam rozsiadł się w fotelu naprzeciw mnie.
-Pij do dna –zachęcił szyderczo. Nie wiedziałam jaki ma w tym cel. Najpierw mnie katuje, by po chwili poczęstować alkoholem.
Zauważył, że nie chce połknąć wysokoprocentowego napoju. Jednym ruchem ręki machinalnie dołożył kieliszek do ust i przechylił go. W ustach poczułam gorycz, którą złamał smak jabłka. Przełknęłam palący w gardło płyn. Skrzywiłam się, a Marcin podał mi szklankę soku, bym pozbyła się  niechcianego smaku.
-Wiem kim jesteś i czym się zajmujesz –po chwili milczenia odważyłam się zabrać głos.
Mężczyzna zaśmiał się, po czym usiadł koło mnie na sofie. Delikatnie musnął palcami moje odsłonięte kolano, a następnie poklepał je i westchnął. Wspomniał o filmach, do których angażuje małe sierotki. Nie dowiedziałam się niczego, co zwróciłoby moją uwagę. Kiedy cisza ogarnęła pomieszczenie, Marcin chrapliwe zapytał się o moją historię. Nie rozumiałam tego człowieka. Pytał się o przebieg mojego życia, podczas gdy kilkanaście minut temu kopał mnie i bił. Bojąc się jednak tamtych doświadczeń, opowiedziałam mu w kilku zdaniach o sobie.
-Kalina Olszewska –zaczęłam niepewnie. – Od urodzenia, czyli siedemnastu lat, mieszkam w domu dziecka. Nic nie wiem o swoich rodzicach, nie wiem nawet jak mają na imię. Opiekunka powiedziała mi kiedyś, że oboje żyją, lecz oddali mnie ze względu na to, że byli bardzo młodzi i nie mogli zapewnić mi odpowiednich warunków…
Przerwałam, ponieważ nie byłam w stanie dłużej wspominać na głos tego, co raniło moją duszę od samego początku istnienia. Pogodziłam się z faktem, że nie mam normalnego domu. Pogodziłam się z tym, że jestem sama i nie mogę liczyć na niczyje wsparcie. Jednak nadal nie mogę pogodzić się, że moi żyjący rodzice nigdy się ze mną nie kontaktowali... Wiem, że musiało być im trudno, gdy mnie oddawali. Lecz może przez cały czas byłam okłamywana, a moim rodzicielom było na rękę, że mnie już z nimi nie ma? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Nadal chcę wierzyć, że bardzo mnie kochali i nigdy nie chcieli wyrzucić mnie ze swojego życia.
-Kiedy się urodziłaś? –Marcin spytał prawie niedosłyszalnie.
-21 marca, w pierwszy dzień wiosny –uśmiechnęłam się, po czym dodałam –Małgorzata, moja opiekunka, powiedziała kiedyś, że rodzice dali mi imię pochodzące od kwiatka, by symbolizowało dzień moich urodzin.
Mężczyzna ukrył w twarz w dłoniach, a jego oddech przyspieszył. Chciałam zapytać się go, czy wszystko w porządku, lecz nie mogłam. Co chwilę pojawiała się wizja katującego mnie człowieka, który doprowadził mnie do błagania o śmierć.

Spojrzał się na mnie oczami pełnymi bólu i łez. 

~~~~~~~~~~
Tak jak obiecywałam - kolejne rozdziały będą pojawiały się w każdą niedzielę!
Zachęcam do komentowania, ponieważ to daję motywację do dalszego pisania.
Zapraszam do kontaktu mailowego! Więcej informacji znajdziecie na moim profilu Google+ :)
Neda L.

5 komentarzy:

  1. super rozdział! czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne <3 już dalej, jak możesz najszybciej! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiego brutala, który nagle zaczyna płakać. Rozdział bardzo ciekawy, ale krótki. Czekam na następny! :D
    Zapraszam też do siebie : http://one-wing-angels.blogspot.com/ , :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tej musisz chociaz dodac 2 razy w tygodniu no wes nie rób tego swoim fanom, a apropo masz ask? I wgl dwietna historia!

    OdpowiedzUsuń
  5. crazywonderland11 stycznia 2015 20:36

    Jak zwykle genialny! Chociaż mógłby być trochę dłuższy... Ale nie będę wybrzydzać. Z niecierpliwością czekam na kolejną niedziele!

    OdpowiedzUsuń