Obudził mnie głośny stukot do
drzwi. Przetarłam oczy i delikatnie podniosłam się, by nagła zmiana ciśnienia
nie spowodowała mroczków przed oczami. Do pokoju wszedł Adam z granatowym
pakunkiem w ręku.
-Mam coś dla ciebie –
powiedział zdawkowym tonem. Wręczył mi paczkę, po czym odwrócił się na pięcie i
wyszedł z pokoju. Ciekawa tego, czym jest owy prezent, usiadłam po turecku na
łóżku i pociągnęłam za sznurek, którym związana była paczuszka. Rozdarłam
granatowy papier, a po chwili ujrzałam zwykłe kartonowe pudełko. Otworzyłam je,
a moim oczom ukazała się piękna kremowa sukienka na ramiona z koronkowymi
przeszyciami pod piersiami. Zdumienie ogarnęło mnie, gdy rozprostowałam
sukienkę. Na podłogę wyleciał kawałek papieru. Podniosłam go, rozwinęła, a
następnie zaczęłam czytać.
„Przeszukiwałem dokumenty w
gabinecie Marcina. Znalazłem jego dziennik. Wiem o wszystkim. Mogę Ci pomóc.
Dziś o 18:15 stój przy drzwiach ewakuacyjnych. Załóż tę sukienkę, a jeśli ktoś
by Cię spytał, co tam robisz, odpowiedz, że pilnujesz, aby goście wchodzili
głównym wejściem. Zabierz ze sobą mały bagaż. A.”
Przeczytałam liścik dwukrotnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co
napisał Adam. To musiała być kpina. Z jakiego powodu chciał mi pomóc? Może to
jest kolejna zasadzka na mnie. Pomyślałam, że właśnie w ten sposób chce
awansować w oczach szefa. Skoro tak bardzo mnie nienawidził, to dlaczego
znalazłszy dziennik wujka, postanowił mi pomóc? W ogóle jakim prawem Marcin
prowadził swój pamiętnik? Przecież gdyby ktokolwiek znalazła go jeszcze za życia
mężczyzny, mielibyśmy nie lada kłopoty. Teraz Marcin nie żyje, więc tylko ja
poniosę konsekwencje. Super. Bardzo mnie
to cieszy. Jednak w takiej sytuacji chciałam myśleć optymistycznie. Jeśli jest
okazja, aby w jakikolwiek sposób uciec z klubu, wykorzystam ją. Będzie co
będzie. Nie mogę zaprzepaścić szansy. Jeśli okaże się to zwykłą kpiną, to
trudno. Ale jeśli ta propozycja będzie prawdziwa, a ja nie skorzystam, nie
wybaczę sobie tego do końca życia. Spojrzałam na zegarek. 08:23. Mam jeszcze
trochę czasu. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, a następnie
założyłam koszulę w kratę i rurki. Związałam włosy i kucyk i przyodziałam
czarne czeszki na stopy. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę baru. Nie
mogłam spędzać dnia bez jakiejkolwiek czynności. Musiałam sprzątać, robić
cokolwiek. Nie mogłam stać bezczynnie i oczekiwać pewnej godziny. Przez 4
godziny sprzątałam, myłam, czyściłam, wycierałam, zmiatałam. Po jakże
wyczerpującej pracy, padłam na fotel. Moje dłonie odmawiały posłuszeństwa, a po
lakierze na paznokciach nie było ani śladu. Spojrzałam, że Adam idzie w moim
kierunku, na rękach trzymając tacę, na której ustawione były dwie filiżanki.
Usiadł na kanapie obok mnie, a naczynia z kawą.
-Nie oszukujesz? –cicho spytałam. Spojrzałam się, na niego,
jak z uśmiechem sięga po filiżankę, a po chwili wykonałam ten sam gest.
-Dlaczego miałbym to robić? –odpowiedział, przełykając łyk
ciepłego napoju.
-Z wielu dobrze znanych nam powodów.
Nie odpowiedział nic. Patrzył jedynie jak delektuję się
smakiem kawy. Milczeliśmy oboje do momentu, w którym odstawiłam pustą filiżankę
na tacę. Adam zapytał zdawkowo, czy przyrządzony przez niego napój jest
smaczny, bowiem zrobił go w świeżo zakupionym ekspresie. Artur odszedł w stronę
baru, a ja skierowałam się do pokoju. Przez resztę dnia prasowałam sukienki
dziewczyn oraz czytałam książkę. Sporo osób dziwiło się, czemu bawiłam się dziś
w sprzątaczkę. Odpowiadałam, że to brak zajęć popycha mnie w tym kierunku.
Ludzie śmiali się, a ja kłamałam jak z nut. Pobyt w klubie nauczył mnie sztuki
oszukiwania, choć nadal nie wiem, czy powinnam się tym chwalić. Zbliżała się
godzina osiemnasta. Po raz drugi wzięłam szybki prysznic, po czym nałożyłam na
siebie otrzymaną dziś w prezencie sukienkę. Na lewej ręce zapięłam zegarek. Na
łóżko rzuciłam torbę, a do niej spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
Szybkim, aczkolwiek cichym krokiem ruszyłam korytarzem do wyjścia. Dotarłszy na
miejsce, stanęłam przy drzwiach, a torbę wsunęłam pod stojące obok krzesło tak,
aby była niewidoczna na pierwszy rzut oka. Spojrzałam na zegarek. 18:13. Nagle
usłyszałam zbliżające się kroki i rozmowę Adama i najprawdopodobniej szefa. Poczułam,
że Adam wykorzystał mnie. Pragnęłam uciec, ale nogi odmówiły mi współpracy.
Stałam tam i czekałam, aż mój kat wreszcie pozbawi mnie głowy.