niedziela, 26 kwietnia 2015

Kwiat na deszczu - rozdział XV



Obudził mnie głośny stukot do drzwi. Przetarłam oczy i delikatnie podniosłam się, by nagła zmiana ciśnienia nie spowodowała mroczków przed oczami. Do pokoju wszedł Adam z granatowym pakunkiem w ręku.
-Mam coś dla ciebie – powiedział zdawkowym tonem. Wręczył mi paczkę, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Ciekawa tego, czym jest owy prezent, usiadłam po turecku na łóżku i pociągnęłam za sznurek, którym związana była paczuszka. Rozdarłam granatowy papier, a po chwili ujrzałam zwykłe kartonowe pudełko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się piękna kremowa sukienka na ramiona z koronkowymi przeszyciami pod piersiami. Zdumienie ogarnęło mnie, gdy rozprostowałam sukienkę. Na podłogę wyleciał kawałek papieru. Podniosłam go, rozwinęła, a następnie zaczęłam czytać.
Przeszukiwałem dokumenty w gabinecie Marcina. Znalazłem jego dziennik. Wiem o wszystkim. Mogę Ci pomóc. Dziś o 18:15 stój przy drzwiach ewakuacyjnych. Załóż tę sukienkę, a jeśli ktoś by Cię spytał, co tam robisz, odpowiedz, że pilnujesz, aby goście wchodzili głównym wejściem. Zabierz ze sobą mały bagaż. A.”
Przeczytałam liścik dwukrotnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co napisał Adam. To musiała być kpina. Z jakiego powodu chciał mi pomóc? Może to jest kolejna zasadzka na mnie. Pomyślałam, że właśnie w ten sposób chce awansować w oczach szefa. Skoro tak bardzo mnie nienawidził, to dlaczego znalazłszy dziennik wujka, postanowił mi pomóc? W ogóle jakim prawem Marcin prowadził swój pamiętnik? Przecież gdyby ktokolwiek znalazła go jeszcze za życia mężczyzny, mielibyśmy nie lada kłopoty. Teraz Marcin nie żyje, więc tylko ja poniosę konsekwencje. Super.  Bardzo mnie to cieszy. Jednak w takiej sytuacji chciałam myśleć optymistycznie. Jeśli jest okazja, aby w jakikolwiek sposób uciec z klubu, wykorzystam ją. Będzie co będzie. Nie mogę zaprzepaścić szansy. Jeśli okaże się to zwykłą kpiną, to trudno. Ale jeśli ta propozycja będzie prawdziwa, a ja nie skorzystam, nie wybaczę sobie tego do końca życia. Spojrzałam na zegarek. 08:23. Mam jeszcze trochę czasu. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, a następnie założyłam koszulę w kratę i rurki. Związałam włosy i kucyk i przyodziałam czarne czeszki na stopy. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę baru. Nie mogłam spędzać dnia bez jakiejkolwiek czynności. Musiałam sprzątać, robić cokolwiek. Nie mogłam stać bezczynnie i oczekiwać pewnej godziny. Przez 4 godziny sprzątałam, myłam, czyściłam, wycierałam, zmiatałam. Po jakże wyczerpującej pracy, padłam na fotel. Moje dłonie odmawiały posłuszeństwa, a po lakierze na paznokciach nie było ani śladu. Spojrzałam, że Adam idzie w moim kierunku, na rękach trzymając tacę, na której ustawione były dwie filiżanki. Usiadł na kanapie obok mnie, a naczynia z kawą.
-Nie oszukujesz? –cicho spytałam. Spojrzałam się, na niego, jak z uśmiechem sięga po filiżankę, a po chwili wykonałam ten sam gest.
-Dlaczego miałbym to robić? –odpowiedział, przełykając łyk ciepłego napoju.
-Z wielu dobrze znanych nam powodów.
Nie odpowiedział nic. Patrzył jedynie jak delektuję się smakiem kawy. Milczeliśmy oboje do momentu, w którym odstawiłam pustą filiżankę na tacę. Adam zapytał zdawkowo, czy przyrządzony przez niego napój jest smaczny, bowiem zrobił go w świeżo zakupionym ekspresie. Artur odszedł w stronę baru, a ja skierowałam się do pokoju. Przez resztę dnia prasowałam sukienki dziewczyn oraz czytałam książkę. Sporo osób dziwiło się, czemu bawiłam się dziś w sprzątaczkę. Odpowiadałam, że to brak zajęć popycha mnie w tym kierunku. Ludzie śmiali się, a ja kłamałam jak z nut. Pobyt w klubie nauczył mnie sztuki oszukiwania, choć nadal nie wiem, czy powinnam się tym chwalić. Zbliżała się godzina osiemnasta. Po raz drugi wzięłam szybki prysznic, po czym nałożyłam na siebie otrzymaną dziś w prezencie sukienkę. Na lewej ręce zapięłam zegarek. Na łóżko rzuciłam torbę, a do niej spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Szybkim, aczkolwiek cichym krokiem ruszyłam korytarzem do wyjścia. Dotarłszy na miejsce, stanęłam przy drzwiach, a torbę wsunęłam pod stojące obok krzesło tak, aby była niewidoczna na pierwszy rzut oka. Spojrzałam na zegarek. 18:13. Nagle usłyszałam zbliżające się kroki i rozmowę Adama i najprawdopodobniej szefa. Poczułam, że Adam wykorzystał mnie. Pragnęłam uciec, ale nogi odmówiły mi współpracy. Stałam tam i czekałam, aż mój kat wreszcie pozbawi mnie głowy.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Kwiat na deszczu - rozdział XIV



Chyba pomyliłam się co do mężczyzn. Adam najwyraźniej był pod czujnym okiem Krzysztofa, ponieważ w stosunku do mnie zachowywał się jak gentelman. Absolutnie nie miałam temu nic przeciwko, w końcu to ja stałam na wygranej pozycji. Jednak intuicja podpowiadała mi, że w niedalekiej przyszłości wszystko miałoby się odmienić, a ja znów miałam stać się obiektem gnębienia. Miałam nadzieję, że w tym przypadku mylę się i niedługo zdołam uwolnić się z klubu raz na zawsze. Miałam świadomość, że po wielu nieudanych próbach wycieczki jestem pod ciągłą kontrolą i obserwacją osób wyżej w hierarchii ważności niż ja. No cóż, muszę się pilnować. W przeciągu ostatnich wydarzeń uświadomiłam sobie, że powinnam wykazać się większą przebiegłością i sprytem niż moi wrogowie. Znajdę sposób, by ich przechytrzyć, a następnie odpłacić im za piekło, które mi urządzili. Czekałam na dzień, w którym potraktowałabym ich tak, jak oni mnie. Owe sadystyczne myśli przyprawiły mnie o szybsze bicie serce i wywołały uśmiech na twarzy. Postanowiłam w duchu, że już niedługo spełnię swój obowiązek i zbiegnę ukradkiem tak cicho i niepostrzeżenie, jak tylko się da. Prawdopodobnie plan zemsty nigdy nie miał się ziścić, ale nikt nie zabroni mi o tym pomarzyć. Z drugiej strony, podobno marzenia się spełniają. Skoro tak, to czy moje również mogłoby stać się prawdą? Nigdy nie przypuszczałabym, że będę cieszyć się na myśl, iż mogłabym odpłacić komuś pięknym za nadobne, a tym bardziej, że moje ambicje nie polegały na dobrych wynikach w nauce, lecz chęci spowodowania uszczerbku na zdrowiu jakiegoś faceta. Nit nie spodziewałby się, że zawsze uśmiechnięta Kalina zmieni się w egoistkę, która uśmiecha się na myśl wyrządzenia krzywdy. Obiektywnie mówiąc, w tym momencie nie interesowało mnie to, co myślą o mnie inni i jakie emocje w nich budzę. Na tę chwilę liczyło się tylko i wyłącznie to, bym szła z podniesioną głową i zadowoleniem, które mogło być  możliwe dzięki porażce moich prześladowców. Mój plan miał polegać na tym, bym swoim zachowaniem zwodziła szefa i innych jemu podwładnych ludzi, a w niespodziewanym dla nich momencie, uciec, by w efekcie stać się wolną osobą i dopilnować, by żadna dziewczyna nie musiała przeżywać tego bólu, który towarzyszył mi na co dzień. Jednak cieszył mnie pewien fakt. Byłam ulubienicą Krzysztofa, dlatego też tak często wstawiał się za mną, a także nie zmuszał do innych czynności niż taniec na rurze. Można by powiedzieć, że jestem mu za to wdzięczna, jednak nie przesadzałabym z podobnymi czułościami. Gdyby chciał, pozwoliłby odejść biednej sierotce z powrotem do domu dziecka, gdzie znów płakałaby w poduszkę i zagryzała pięści w tęsknocie za rodziną, której nie dane było jej poznać. Krzysztof nie był, nie jest i nigdy nie będzie aniołem stróżem o wielki, złotym sercu. Może czasami potrafi zachować się jak prawdziwy facet, lecz takie przypadki zdarzają się dosyć rzadko. Jest biznesmenem, który żyje, by zarabiać, nieważne jakim kosztem. Dla niego liczą się pieniądze, nie ludzie. Nie uśmiechało mi się zmieniać go w sympatycznego człowieka, który nie pozostaje obojętny na ludzką krzywdę. Tak naprawdę, był mi zupełnie obojętny. Mówiąc jednym zdaniem: dla mnie mógłby nigdy nie istnieć. Być może stykając się z niektórymi osobnikami w klubie, stałam się zimną egoistką. Ale spójrzmy na to z innej perspektywy. Czy poradziłabym sobie, gdybym całymi dniami użalała się nad sobą i własnym losem? Czy przetrwałabym chociaż tydzień w miejscu, gdzie kobiety traktuje się jak zwykłe szmaty? Czy miałabym siłę walczyć o lepszą przyszłość? Czy wierzyłabym w to, że los się odmieni? Czy potrafiłabym żyć dalej? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: NIE. Moja hardość uratowała mnie przed znienawidzeniem świata i samej siebie. Teraz tylko pozostawało mi zacisnąć pięści, uśmiechnąć się i udawać, że jestem posłuszną dziewczynką, która słucha swojego przełożonego.
Przełom w codzienności miał wydarzyć się już niebawem…

~~~~~~~~
Wybaczcie mi krótką przerwę między rozdziałami.
W przyszłym tygodniu powracam z bardziej rozbudowaną historią, która mam nadzieję, wynagrodzi Wam oczekiwanie.
Neda